Prośby i... prośby

To nie błąd w tytule. Czytając świadectwa z intencji i próśb, które są umieszczane na stronach religijnych i forach, zwłaszcza intencji w jakich odmawiane były Nowenny Pompejańskie nie sposób ustrzec się pewnego spostrzeżenia. Otóż, przynajmniej połowa z tych próśb, czy też intencji, nie powinna w ogóle być kierowana w formie moditwy do Najwyższego, czy Marii, bądź świętych.  Ktoś powie, że to błaha sprawa, ale przecież jest wyraźne przykazanie - nie wzywaj imienia Pana na daremno! Czasem wydaje się, że byle przeszkoda, byle trudność od razu stają się pretekstem do próśb. Ktoś powie: "skoro się spełniają, to pewnie modlitwa działa". Nieprawda. Spełniają się, bo są na tyle mikre, że ich spełnienie zależy od czystego przypadku, od naszych własnych codziennych działań, lub zwykłych decyzji innych osób i nie wymagaja interwencji boskiej. 
Te intencje... "żebym zdał egzamin na prawo jazdy", "żebym dostał inną pracę", "żebym zaszła w ciążę, bo już cały rok upłynął, a ja nic...". Co ma Matka Boska do czyjegoś prawa jazdy? Naucz się jeździć, naucz się przepisów, potrenuj. W szkole ucz się, nie idzie ci? To ucz się więcej. Czy Maria ma załatwić ci egzamin chociaż nie umiesz? Czy to w ogóle ma sens? Przecież to bluźniercze. Nie macie dziecka po roku od ślubu? Szukajcie pomocy boskiej po 3, może 4 latach, kiedy wyczerpiecie ziemskie możliwości. 
Wzywaj Pana, wzywaj go, oczywiście, ale postaraj się najpierw coś zrobić samemu. Bóg cię poprowadzi, ale nie będzie cię niósł. Bóg dał ci wolną wolę, a dotyczy to również twoich wyborów, starań, działań; nie wybierasz ich z nadzieją, że Najwyższy się twoimi sprawami jakoś zajmie i będzie dobrze. Nie POWINIENEŚ tego robić. Zrób co możesz zanim zaczniesz się o to modlić - rozmowa z Bogiem,  Jezusem, Matką Boską to nie telefon na pogotowie hydrauliczne. 
Zastanów się więc głęboko, zanim następnym razem zaświta ci wspaniały pomysł zwrócenia się "wyżej" z twoją prośbą; czy zrobiłeś wszystko, lub chociaż bardzo dużo i czujesz, że już nie wiesz co robić dalej? Jeżeli nie bo: nie zdążyłeś, nie prosiłeś o pomoc innych,  nie szukałeś informacji samemu, to pewnie Twoja prośba jest wzywaniem imienia Pana na daremno, czyli grzechem. Wyobrażasz sobie tą kuriozalną sytuację - modlisz się przez 54 dni i... modląc grzeszysz?! Tak może być. 
Ten temat wiąże się trochę z pewną ostanio modną modlitwą, której motyw przewodni to "Panie, ty się tym zajmij". Myślę, że znaczenie i sens tej modlitwy przetłumaczonej z włoskiego nie są do końca poprawnie oddane. WIele osób traktuje to jako przekazanie spraw w ręce Jezusa i zwolnienie od jakichkolwiek działań. Czy to nie przypomina islamskiej filozofii, że wszystko i tak jest zapisane, więc nie ma co się starać? Spotkałem taką osobę, ojca chorego dziecka, mówił, że od kiedy odmawia tę modlitwę, nie denerwuje się i pozwala sprawom biec swoim tokiem. A ja bym mu powiedział...  mając dziecko w rękach ludzkiej służby zdrowia (zwłaszcza polskiej) nie pozwalaj na to. Bądź czujny, bo sprawy mogą wcale nie pojść dobrze - dziecko masz w rękach ułomnych i niedoskonałych ludzi. Jezus nie trzyma skalpela... Zrób swoje i dopiero jak już nie wiesz co możesz jeszcze zrobić, oddaj sprawy Jezusowi. Jak mówi dobre, amerykańskie przysłowie, "Pan pomaga tym, którzy starają się sami sobie pomóc". 

Komentarze